Odwaga jest podstawą naszej wolności... ♥

Odwaga jest podstawą naszej wolności... ♥
Odwaga jest podstawą naszej wolności... ♥

sobota, 23 czerwca 2012

Prolog

W pomieszczeniu było zupełnie cicho. Milczeliśmy. Siedzieliśmy na przeciwległych krańcach pokoju. W głowie miałam kłąb kompletnie niepoukładanych myśli. Coś się kończy, a coś zaczyna - myślałam. Zerknęłam kątem oka na chłopaka, który nadal siedząc na podłodze miał twarz ukrytą w dłoniach. Przerzuciłam mój wzrok na błękitną ścianę, na którą padały promienie słoneczne wpuszczane przez okno. Z zaciekawieniem przyglądałam się tej świetlnej kompozycji, gdy nagle usłyszałam męski, łamiący się głos.
-Madison, dlaczego.?
-Josh, ja już po prostu nie mogę, nie mam siły.- wyjaśniłam, czując jak łzy cisną mi się do oczu. Nie mogłam nad tym zapanować. Chłopak spojrzał na mnie zawiedzionym wzrokiem. Dostrzegłam pojedynczą łzę spływającą po jego policzku. W efekcie po mojej twarzy spłynęły dwie, spore łzy. No właśnie Madison, dlaczego.? Dlaczego robisz to i jemu i sobie.? Czemu tak go ranisz. Przecież go kochasz...
-A myślisz, że ja mam siłę sam już nie wiem co mam zrobić. Mam tylko ciebie...- wyszeptał.
-Masz też przyjaciół. Masz Jamesa i Taylora.
-Świetni z nich przyjaciele, naprawdę...- odparł z pogardą.- Powiedz dlaczego ty mi to robisz.?
-To lepiej ty mi wyjaśnij dlaczego to robisz.? No Josh, dlaczego.? Dlaczego zamiast zacząć od nowa, coraz bardziej topisz się w tym bagnie.? No dalej, powiedz dlaczego.?...
-Ale o co ci chodzi.? Co ja robię.?- odniosłam wrażenie, że rżnie głupa. 
-Ćpasz, Josh. Czy to naprawdę nic takiego.?- zapytałam z wyrzutem.
-Ja z tym skończę, obiecuję.
-Obiecujesz mi to już od roku.!- zdenerwowana poderwałam się z podłogi stanęłam przy ścianie. On również wstał, podszedł do mnie, chwycił moje dłonie i popatrzył prosto w oczy.
-Madison, kocham cię. Czy to ci nie wystarczy.?- w jego oczach dostrzegłam smutek, ogromny smutek, który cholernie chwytał mnie za serce. Ale muszę być twarda. Ja podjęłam już decyzję, która jest nieodwołalna. Włożyłam w ten związek i tak zbyt wiele zaangażowania, niż włożyć powinnam. Jaka byłam głupia, że w ogóle próbowałam go wyciągnąć z gówna w które sam, z własnej woli wlazł. 
-Nie, wybacz, ale nie. Bo mam świadomość, że to świństwo jest dla ciebie ważniejsze.
-Wcale, nie.- próbował się w żałosny sposób bronić.
-Daruj sobie gdyby to nie było ważniejsze już dawno byś z tym skończył.
-Ale ja nie potrafię...- wbił wzrok w podłogę.
-No właśnie...
-Nie biorę już tydzień.
-Tydzień.?!- prychnęłam.- Czy ty wiesz ile to jest tydzień.?! To tylko siedem dni. A jesteśmy ze sobą ponad rok. Porównaj to sobie.!- krzyknęłam. Nie wytrzymałam tego napięcia, które towarzyszyło mi dziś od kiedy przekroczyłam próg jego mieszkania.
-Ale ja wytrzymam dłużej, zobaczysz.
-Przepraszam, ale jakoś ci nie wierzę.- odparłam. Posmutniał. Spuścił głowę i podszedł do biurka. Wyciągnął coś z szuflady i rzucił w moją stronę.
-Masz weź to, nie chcę tego więcej widzieć.!- krzyknął. Otworzyłam dłoń. Zobaczyłam w niej dawkę kokainy w foliowym woreczku.
-Dalej mi nie wierzysz.?! Daj mi choć jedną szansę, jeszcze jedną, proszę.!- zaczynałam się go bać. Czułam, że po moich policzkach znowu zaczynają spływać łzy.
-Już i tak za bardzo w ciebie uwierzyłam.
-Ale nie pamiętasz tego roku.?! Mówiłaś, że byłaś szczęśliwa ze mną, kochałaś mnie Maddie, czy już tego nie pamiętasz.?!
-Pamiętam...
-Więc dlaczego chcesz mnie zostawić.?!- jęknął rozpaczliwie.
-Nie mogę patrzyć jak się trujesz. Nie zdajesz sobie sprawy człowieku, że się stopniowo zabijasz.?!- wrzasnęłam.
-Przecież mieliśmy kupić mieszkanie, planowaliśmy wspólną przyszłość.! Co z tobą.?!
-Josh, twoją przyszłość właśnie trzymam w dłoni. To jest twoja przyszłość.- odparłam ze łzami w oczach pokazując mu woreczek z proszkiem.-Chociaż nie wiem ile jeszcze zostało ci przyszłości, jeżeli nadal będziesz wciągać to świństwo.-jemu ponownie do oczu napłynęły łzy. Wrzuciłam narkotyk do kieszeni mojej bluzy i wyszeptałam smutnym tonem.
-Żegnaj Josh...- wychodząc dostrzegłam tylko dwie, krystaliczne łzy wypływające z jego błękitnych oczu, cieknące po policzkach i spadające z niemym pluskiem na podłogę. Zamknęłam z trzaskiem drzwi i wybiegłam z jego mieszkania. Znowu zaczęłam płakać. Dopadły mnie wyrzuty sumienia. A co jak w narkotykowym amoku coś sobie zrobi.? Wtedy sobie nie daruję. Na zewnątrz mżyło, a niebo było zachmurzone. Przemierzałam londyńskie ulice jak w transie. Nie zwracałam uwagi na otaczający mnie tłum. Zatrzymałam się dopiero na moście na Tamizie. Długo wpatrywałam się w jej gładką toń, dalej płacząc. Czułam się okropnie. To było straszne, na tyle, że miałam ochotę wziąć rozbieg i wbiec prosto pod nadjeżdżającego tira. Ale tego nie zrobiłam. Sama nie wiem dlaczego. Pewnie z naiwności. Boże jaka ja jestem naiwna. Na tyle naiwna, że wierzę, że ten cholerny los wreszcie się do mnie uśmiechnie. Co za kretynka. Dlaczego kilka lat temu byłam taka szczęśliwa.? To nie mogło trwać wiecznie. Dostałam od życia w kość w okropnie brutalny sposób. Straciłam ojca, matka pije, mój chłopak jest narkomanem, a przyjaciele odwrócili się ode mnie, kiedy stwierdziłam, że nie biorę. Dlaczego.? Dlaczego jakaś pieprzona garstka białego proszku jest dla niego ważniejsza niż ja.? Łączy go z nią silniejsza więź i nawet dla mnie nie potrafi jej zerwać. To wszystko przez nią. Przez tą durną kokę. Wyjęłam z kieszeni woreczek z narkotykiem i wrzuciłam go wprost w nurt rzeki. Gdyby tak dało się zakończyć wszystkie problemy... Ruszyłam w drogę powrotną do domu. Wlekłam się noga za nogą. Nie miałam ochoty tam wracać, bo wiedziałam co zastanę. Niepewnie otworzyłam drzwi do mieszkania. Przeczucie mnie nie myliło. Na kanapie leżała matka zalana w trupa. Na szczęście spała. Poszłam na górę do mojego pokoju. Z oczu ponownie popłynęły mi łzy. Z szafki wyjęłam żyletkę moją jedyną przyjaciółkę. Usiadłam na podłodze w łazience i już chciałam zrobić nacięcie, ale powstrzymał mnie cichy głos w mojej głowie. Nie, nie dziś. Muszę być silna. Odłożyłam żyletkę na biurko. Z dołu dobiegł dźwięk tłuczonego szkła i liczne przekleństwa. Na pewno matka stłukła butelkę wódki. Wyszłam na balkon i zapaliłam papierosa. Zaczęłam palić kiedy zmarł ojciec. Zaciągając się dymem przyszła mi do głowy pewna myśl. Muszę się stąd wyrwać, muszę zacząć wszystko od nowa. Już tak dłużej nie mogę. Nie mogę patrzeć jak matka coraz bardziej stacza się na dno, jak coraz głębiej popada w alkoholizm i w zasadzie nie trzeźwieje. To boli. Bardziej niż by się mogło wydawać. Nie chcę jej opuszczać, ale to jedyne wyjście, by być wolną. By osiągnąć to, o czym zawsze marzyłam. O wolności. Jestem tu uwięziona. Boję się. Muszę odejść, nie mam innego wyjścia. Ze łzami ściekającymi po twarzy spakowałam swój plecak oraz torbę. Długo o tym myślałam, ale podjęłam decyzję - odchodzę. Chcę być szczęśliwa, czy to coś złego.? 
*
Obudziłam się o świcie. Na dole panowała cisza. Ostrożnie zeszłam po schodach na dół. Mama spała. Była pijana, w całym pomieszczeniu czułam smród alkoholu. Zamknęłam drzwi i wyszłam. Od tak. Londyn budził się do życia. Wszystko weselało. Tylko nie ja. Może z czasem poczuję szczęście. Może... Dzisiaj zaczynam wszystko od nowa. Zaczynam nowe życie. Właśnie dzisiaj. 21 września...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej.! Mamy prolog :) I jak się wam podoba.? Napiszcie w komentarzu, proszę to dla mnie bardzo ważne :) 
WoW.! Nie wierzę już 2 obserwatorów.?! Naprawdę, wielkie dzięki :) Pozdrawiam :)

9 komentarzy:

  1. No, Noo ;))
    Zaczyna sie ciekawie, podoba mam sie ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. hej, wpadnij do mnie to tak na marginesie. a co do prologu : świetnie piszesz i widzę nie marnujesz tego ! :)) czekam z niecierpliwością na next

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju dzięki, że czytacie, a co do następnego to ukaże się, za 2-3 dni :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapowiada się idealnie :) Mam nadzieję, że dożyję pierwszego rozdziału bo te upały mnie chyba wykończą :D


    fallinhappiness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj mnie już też :( Są nie do zniesienia :( Spróbuję jak najszybciej dodać rozdział, ale nie wiem czy mi się uda oczywiście przez te temperatury :/

    OdpowiedzUsuń
  6. jeju no ile moża czekać ?! codziennie patrzymy czy coś dodałaś a tu nic :c
    DAWAJ !
    Ps: U nas 7 rodział :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam was :c Ale niestety ostatnio dostałam szlaban na kompa postaram się dodać jutro może po jutrze...
    A do was napewno wpadnę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. hey, Wero ci pisała już komentarze, ale ja dopiero siadłam i przeczytałam, i chciałam tylko powiedzieć, że jeśli nie dodasz jutro to popełnię samobójstwo a ty będziesz temu winna, o! :D
    a tak poważnie, to... Nie, to było poważnie. Dodawaj 1 rozdział, bo naprawdę sobie coś zrobię XD kocham cię dziewczyno ;** zdziwiłam się, bo przecież twój drugi blog jest zupełnie inny, pełen humoru, a ten taki poważniejszy, wyciskacz łez ;))

    PROSZĘ, DODAJ JUŻ 1 ROZDZIAŁ, TAK STRASZNIE CIĘ PROSZĘ ...

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam już 3/4 napisane, ale myślę nad zakończeniem :) Proszę nie rób sobie krzywdy xD Spróbuję dodać go jeszcze dzisiaj...

    OdpowiedzUsuń