Odwaga jest podstawą naszej wolności... ♥

Odwaga jest podstawą naszej wolności... ♥
Odwaga jest podstawą naszej wolności... ♥

środa, 4 lipca 2012

Rozdział 1

*z perspektywy Zayn'a*
To był dość chłodny, wrześniowy poranek. Jesień zbliżała się wielkimi krokami. Wesoło przemierzałem budzące się do życia londyńskie ulice. Dzisiaj wstałem dość wcześnie jak na moje możliwości i miałem zamiar udać się do sklepu po coś do jedzenia, bo nasza lodówka świeciła pustkami. Chłopaki wybrali się na wycieczkę do  Dublina, a ja nie miałem ochoty i zostałem w domu. Mieli wrócić dopiero za tydzień, a mnie samemu okropnie się nudziło. Tęskniłem za nimi. Z drugiej strony udało mi się posprzątać w mieszkaniu. Wysprzątałem nawet pokój Niall'a, co graniczyło z cudem. Stwierdziłem, że w pobliskim sklepie spożywczym nie kupię wszystkich potrzebnych mi rzeczy więc chciałem pójść do supermarketu. Nie uśmiechało mi się tłuc pełnym ludzi autobusem, a ponieważ moje auto było w naprawie po tym jak uczyłem Harry'ego prowadzić postanowiłem pójść przez park. Tak będzie i bliżej i zdrowiej, bo w końcu pójdę pieszo. Na trawniku było pełno kolorowych liści, które już pospadały z drzew. Po drodze spotkałem wielu ludzi. Nie znałem ich, ale to nie przeszkodziło w tym, by posyłać każdemu z nich szeroki, promienny uśmiech. Najpierw szła jakaś mała, jasnowłosa dziewczynka. Mogła mieć góra siedem lat. Na smyczy trzymała małego, ruchliwego ratlerka. Uroczo to wyglądało. Później ominąłem parę staruszków również się uśmiechając. Niby bez chłopaków, ale humor dopisywał mi jak nigdy. Przemierzając parkową ścieżkę rozglądałem się na wszystkie strony, wsłuchałem się w świergot ptaków. To tylko polepszyło mój nastrój. I wtedy zobaczyłem coś, co nie pasowało zupełnie do tej wesołej atmosfery. Na drewnianej ławce siedziała jakaś czerwonowłosa dziewczyna. Twarz miała ukrytą w dłoniach. Przystanąłem na chwilę. Nie wiedziałem co mam teraz zrobić. Sądzę, że nawet mój uśmiech nie poprawiłby jej samopoczucia. Ten widok nie był przyjemny. Nagle opuściła mnie cała dzisiejsza radość. Chyba nie zdawała sobie sprawy z mojej obecności, bo dalej nie poruszyła się ze swojej pozycji. Miała na sobie szarą, spraną bluzę, potargane i wytarte jeansy i popisane, czarne trampki. Nie lubiłem kiedy ludzie są smutni. Więc po prostu usiadłem obok niej na ławce. Zdecydowanym tonem zapytałem:
-Co się stało.?
Dziewczyna podniosła głowę i popatrzyła na mnie zdziwionym wzrokiem. Miała rozmazany makijaż. Płakała. Widząc niepewność w jej oczach, ponowiłem pytanie.
-Co jest.?
-A co cię to.?- rzuciła oschle.
-Nic, tylko chcę wiedzieć dlaczego płaczesz.- wyjaśniłem kładąc jej dłoń na ramieniu. Automatycznie ją odepchnęła.
-Nic ci do tego.!
-Może, ale nie lubię jak jesteś smutna.
-Znasz mnie od dwóch minut.!- krzyknęła.
-No, może ujmę to tak...- wywróciła teatralnie oczami.- Nie lubię kiedy ludzie w takie dni są smutni.
-No to jak widać masz pecha, bo nie wszyscy cieszą ryja jak koń na paszę.
-Dlaczego jesteś taka wredna.?
-Nie jestem wredna, tylko jestem realistką. Rozumiesz.?
-Powiedzmy...
-Jestem taka bo przekonałam się, że życie wcale nie jest takie różowe jak ci się wydaje.!- kończąc zdanie westchnęła ciężko. Odniosłem wrażenie, że po jej policzka za chwilę popłyną potoki łez. Jednak tak się nie stało. Siedzieliśmy w milczeniu. Dziewczyna uparcie wpatrywała się w niebo. Chciałbym wiedzieć o czym myślała. Postanowiłem przerwać tę niezręczną chwilę ciszy.
-Pokłóciłaś się z chłopakiem.?
-Jeśli myślisz, że kłótnia z chłopakiem to największy problem jaki mógł się przydarzyć dziewczynie to chyba spadłeś z Księżyca, koleś.!
-No to co się stało. Powiedz, może mi uświadomisz jakie problemy mają ludzie w moim wieku.?- odparłem.
-Nie zamierzam opowiadać obcemu facetowi historii mojego życia.- odburknęła. Chyba jednak Liam miał rację, nie potrafię się dogadać z dziewczynami.
-Zayn.-powiedziałem wyciągając dłoń w jej stronę.- teraz już nie jestem obcy.
Dziewczyna ponownie westchnęła głęboko.
-Madison.-uścisnęła moją dłoń, a kąciki jej ust uniosły się lekko ku górze.
-No to już coś o sobie wiemy.- zaśmiałem się. Ona chyba też się uśmiechnęła. Jak ja lubię poprawiać ludziom humor.
-A masz jakoś na nazwisko.? Nie żeby coś, ale wolę wiedzieć jak najwięcej o kimś komu opowiadam o moich kłopotach.- wyjaśniła.
-Malik. Zayn Malik.
-Haha a ja Bond. James Bond.- dziesięć minut temu płakała, a teraz się ze mnie nabija.
-Na serio. Wiem, że głupio brzmi.
-Spoko, nazwisko jak nazwisko.- chyba nie miała pojęcia kim jestem. Na szczęście...
-A ty.?
-Madison Emma Burnett. Chcesz wiedzieć coś jeszcze.?
-Nie, tylko chcę wiedzieć co cię trapi.- wyjaśniłem.
-Ok, ale to będzie długa historia.
-Spokojnie. Mam czas.- ponownie się uśmiechnęła.- Może nie będziesz mi jej tutaj opowiadać. Robi się chłodno.
-A co boisz się, że zmarzniesz.?- spojrzała na mnie rozbawiona.
-No nie bądź taka daj się wyciągnąć na kawę.- spojrzałem na nią błagalnie. 
-Trzeba było tak od razu.- odparła uśmiechając się od ucha do ucha. Zarzuciła na ramię swoją torbę. Była dosyć spora.
-Daj to. Ja poniosę.
-Spokojnie, nie jestem taka delikatna.
-Nie wyglądasz na taką.
-Pozory mylą.- rzekła uśmiechając się tajemniczo. Ruszyliśmy parkiem w stronę kawiarni. Wiał chłodny poranny wiatr. Zaczęła mi opowiadać wszystko od początku. Wiele przeszła. I to dosłownie wiele. Słuchałem jak wryty jej ponad godzinnego opowiadania. Mówiła to ze spokojem. To mnie zdziwiło. Czasem po jej policzku spłynęła pojedyńcza łza, ale ze względu na to co mówiła i tak trzymała się doskonale. Chyba była szczęśliwa, że wreszcie mogła się komuś zwierzyć ze swoich problemów. A było tego całkiem sporo. Podziwiam ją. Musiała być naprawdę silna. Teraz już rozumiem o co jej chodziło. Kłótnia z chłopakiem przy tym to tak błaha sprawa, jakby zupełnie nie istotna. Ten cały gang, ucieczka przed policją, ukrywanie się, śmierć ojca, alkoholizm matki. To ciąg okropnych, niefortunnych zdarzeń. Jej historia zmroziła mi krew w żyłach. A ja czasem narzekałem na moje życie. Na rodziców, na rodzeństwo. Powinienem ich docenić...
-I nie czujesz do mamy żalu.?- zapytałem kiedy zakończyła swoją opowieść.
-Nie. Nawet nie mam pojęcia jak ona to przeżywała. Śmierć taty była najokropniejszą rzeczą jaka mi się przydarzyła, ale mama... Ona się kompletnie załamała. Ja też, ale wzięłam się w garść. Nie chciałam sobie spieprzyć życia. To była moja motywacja. Ale mam teraz wyrzuty sumienia, że ją tam samą zostawiłam...- urwała. Zauważyłem, że łzy cisną jej się do oczu.
-Nie obwiniaj się za to. To twoje życie. Nie myśl o niej teraz. A czy ona myślała o tobie pijąc.? Zapomniała o własnej córce...
-Może i masz rację...
-Mam rację. Madison, ja wiem o czym mówię.
Wyszliśmy z kawiarni. Przechadzaliśmy się powoli ulicami. Kiedy zaczęło się zciemniać usiedliśmy na ławce obok mostu na Tamizie. Trwaliśmy w milczeniu. Ona znów wpatrywała się uparcie w niebo. Jakby szukała w nim wewnętrznego ukojenia. Spuściła wzrok i przeniosła go na mnie. Patrzyła na mnie swoimi wielkimi szarymi oczami.
-Zayn...
-Co.?- zapytałem.
-Dzięki.
-Za co.?
-Za to, że mogłam z tobą pogadać. No wiesz zwierzyć się.
-Nie ma za co. Przynajmniej miło spędziłem czas...
-Ja też. Od dawna z nikim mi się tak dobrze nie rozmawiało. Ty mnie rozumiesz, choć jesteśmy z zupełnie innej bajki...
-Jak księżniczka i żebraczka.
-Można to tak ująć...- zaśmiała się. Kiedy się śmiała w jej oczach dostrzec można było niewielkie iskierki radości, szczęścia...
-Która godzina.?- zapytałem. Spojrzała na zegarek. 
-Dwudziesta pierwsza czterdzieści siedem. Musisz już iść.?
-Nie w zasadzie to nie.
-Za to ja chyba będę musiała się za niedługo zbierać.- westchnęła.
-Mogę cię odprowadzić do domu...
-Zayn, ja uciekłam z domu. Zapomniałeś.?
-No fakt. Przepraszam.
-Nic nie szkodzi.- kąciki jej ust znów uniosły się ku górze.
-No wiesz, jak chcesz to możesz spać u mnie...
-Nie, dzięki nie chcę robić kłopotu.
-Ale to żaden kłopot.- wyjaśniłem.
-Może innym razem.- odparła.
-A zobaczymy się jeszcze.?
-Jeśli tylko będziesz miał ochotę, wiesz gdzie mnie szukać.
-W parku.?- zdziwiłem się.
-Narazie tak.
-No to do jutra.-pożegnałem ją.
-Do jutra.- odrzekła i ruszyła w stronę parku. Śledziłem ją wzrokiem do czasu, aż zniknęła za zakrętem. Postanowiłem ruszyć do domu. I w tym właśnie momencie przypomniałem sobie o moich dzisiejszych planach. Przecież miałem zrobić zakupy. Pobiegłem do pobliskiego sklepu, ale był już zamknięty. Zrezygnowany wróciłem do mieszkania. Na kolację odgrzałem sobie resztę wczorajszej pizzy. Obejrzałem w telewizji jakiś kretyński meksykański serial, który zawsze bawi Louisa. Mnie jakoś nie rozbawił wciąż myślałem o tym co powiedziała mi Madison. Żeby odpędzić od siebie te myśli próbowałem zadzwonić do chłopaków, ale żaden z nich nie odbierał. Jak na złość. Umyłem się więc, ubrałem pidżamę i wskoczyłem do ciepłego łóżka. No właśnie. Nie mogłem przestać myśleć o Madison. O tym, że śpi na ławce w parku. Że coś może się jej stać. Ale przecież nocuje tam już od tygodnia. i do tej pory nic jej się nie stało. Podsumowując dzisiejszy dzień. Nie zrobiłem zakupów, w lodówce nie mam nic do jedzenia, jestem głodny, a moje auto nadal nie naprawione. Ale najważniejsze jest to, że chyba się zakochałem...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Na wstępie od razu przepraszam, że rozdział pojawił się dopiero teraz, ale dostałam szlaban na kompa, a wczoraj po burzy za nic w świecie nie chciało mnie połączyć z internetem :( Niezbyt mi wyszedł ten rozdział, ale jest :)
I co były paseczki na świadectwie czy na dupie.? :D
A gdzie się wybieracie na wakacje.? :)
Nie mogę uwierzyć, że EURO się już skończyło :'(
P.S Oliwia mam nadzieję, że nie zrobiłaś sobie krzywdy, twoje groźby podziałały xD



sobota, 23 czerwca 2012

Prolog

W pomieszczeniu było zupełnie cicho. Milczeliśmy. Siedzieliśmy na przeciwległych krańcach pokoju. W głowie miałam kłąb kompletnie niepoukładanych myśli. Coś się kończy, a coś zaczyna - myślałam. Zerknęłam kątem oka na chłopaka, który nadal siedząc na podłodze miał twarz ukrytą w dłoniach. Przerzuciłam mój wzrok na błękitną ścianę, na którą padały promienie słoneczne wpuszczane przez okno. Z zaciekawieniem przyglądałam się tej świetlnej kompozycji, gdy nagle usłyszałam męski, łamiący się głos.
-Madison, dlaczego.?
-Josh, ja już po prostu nie mogę, nie mam siły.- wyjaśniłam, czując jak łzy cisną mi się do oczu. Nie mogłam nad tym zapanować. Chłopak spojrzał na mnie zawiedzionym wzrokiem. Dostrzegłam pojedynczą łzę spływającą po jego policzku. W efekcie po mojej twarzy spłynęły dwie, spore łzy. No właśnie Madison, dlaczego.? Dlaczego robisz to i jemu i sobie.? Czemu tak go ranisz. Przecież go kochasz...
-A myślisz, że ja mam siłę sam już nie wiem co mam zrobić. Mam tylko ciebie...- wyszeptał.
-Masz też przyjaciół. Masz Jamesa i Taylora.
-Świetni z nich przyjaciele, naprawdę...- odparł z pogardą.- Powiedz dlaczego ty mi to robisz.?
-To lepiej ty mi wyjaśnij dlaczego to robisz.? No Josh, dlaczego.? Dlaczego zamiast zacząć od nowa, coraz bardziej topisz się w tym bagnie.? No dalej, powiedz dlaczego.?...
-Ale o co ci chodzi.? Co ja robię.?- odniosłam wrażenie, że rżnie głupa. 
-Ćpasz, Josh. Czy to naprawdę nic takiego.?- zapytałam z wyrzutem.
-Ja z tym skończę, obiecuję.
-Obiecujesz mi to już od roku.!- zdenerwowana poderwałam się z podłogi stanęłam przy ścianie. On również wstał, podszedł do mnie, chwycił moje dłonie i popatrzył prosto w oczy.
-Madison, kocham cię. Czy to ci nie wystarczy.?- w jego oczach dostrzegłam smutek, ogromny smutek, który cholernie chwytał mnie za serce. Ale muszę być twarda. Ja podjęłam już decyzję, która jest nieodwołalna. Włożyłam w ten związek i tak zbyt wiele zaangażowania, niż włożyć powinnam. Jaka byłam głupia, że w ogóle próbowałam go wyciągnąć z gówna w które sam, z własnej woli wlazł. 
-Nie, wybacz, ale nie. Bo mam świadomość, że to świństwo jest dla ciebie ważniejsze.
-Wcale, nie.- próbował się w żałosny sposób bronić.
-Daruj sobie gdyby to nie było ważniejsze już dawno byś z tym skończył.
-Ale ja nie potrafię...- wbił wzrok w podłogę.
-No właśnie...
-Nie biorę już tydzień.
-Tydzień.?!- prychnęłam.- Czy ty wiesz ile to jest tydzień.?! To tylko siedem dni. A jesteśmy ze sobą ponad rok. Porównaj to sobie.!- krzyknęłam. Nie wytrzymałam tego napięcia, które towarzyszyło mi dziś od kiedy przekroczyłam próg jego mieszkania.
-Ale ja wytrzymam dłużej, zobaczysz.
-Przepraszam, ale jakoś ci nie wierzę.- odparłam. Posmutniał. Spuścił głowę i podszedł do biurka. Wyciągnął coś z szuflady i rzucił w moją stronę.
-Masz weź to, nie chcę tego więcej widzieć.!- krzyknął. Otworzyłam dłoń. Zobaczyłam w niej dawkę kokainy w foliowym woreczku.
-Dalej mi nie wierzysz.?! Daj mi choć jedną szansę, jeszcze jedną, proszę.!- zaczynałam się go bać. Czułam, że po moich policzkach znowu zaczynają spływać łzy.
-Już i tak za bardzo w ciebie uwierzyłam.
-Ale nie pamiętasz tego roku.?! Mówiłaś, że byłaś szczęśliwa ze mną, kochałaś mnie Maddie, czy już tego nie pamiętasz.?!
-Pamiętam...
-Więc dlaczego chcesz mnie zostawić.?!- jęknął rozpaczliwie.
-Nie mogę patrzyć jak się trujesz. Nie zdajesz sobie sprawy człowieku, że się stopniowo zabijasz.?!- wrzasnęłam.
-Przecież mieliśmy kupić mieszkanie, planowaliśmy wspólną przyszłość.! Co z tobą.?!
-Josh, twoją przyszłość właśnie trzymam w dłoni. To jest twoja przyszłość.- odparłam ze łzami w oczach pokazując mu woreczek z proszkiem.-Chociaż nie wiem ile jeszcze zostało ci przyszłości, jeżeli nadal będziesz wciągać to świństwo.-jemu ponownie do oczu napłynęły łzy. Wrzuciłam narkotyk do kieszeni mojej bluzy i wyszeptałam smutnym tonem.
-Żegnaj Josh...- wychodząc dostrzegłam tylko dwie, krystaliczne łzy wypływające z jego błękitnych oczu, cieknące po policzkach i spadające z niemym pluskiem na podłogę. Zamknęłam z trzaskiem drzwi i wybiegłam z jego mieszkania. Znowu zaczęłam płakać. Dopadły mnie wyrzuty sumienia. A co jak w narkotykowym amoku coś sobie zrobi.? Wtedy sobie nie daruję. Na zewnątrz mżyło, a niebo było zachmurzone. Przemierzałam londyńskie ulice jak w transie. Nie zwracałam uwagi na otaczający mnie tłum. Zatrzymałam się dopiero na moście na Tamizie. Długo wpatrywałam się w jej gładką toń, dalej płacząc. Czułam się okropnie. To było straszne, na tyle, że miałam ochotę wziąć rozbieg i wbiec prosto pod nadjeżdżającego tira. Ale tego nie zrobiłam. Sama nie wiem dlaczego. Pewnie z naiwności. Boże jaka ja jestem naiwna. Na tyle naiwna, że wierzę, że ten cholerny los wreszcie się do mnie uśmiechnie. Co za kretynka. Dlaczego kilka lat temu byłam taka szczęśliwa.? To nie mogło trwać wiecznie. Dostałam od życia w kość w okropnie brutalny sposób. Straciłam ojca, matka pije, mój chłopak jest narkomanem, a przyjaciele odwrócili się ode mnie, kiedy stwierdziłam, że nie biorę. Dlaczego.? Dlaczego jakaś pieprzona garstka białego proszku jest dla niego ważniejsza niż ja.? Łączy go z nią silniejsza więź i nawet dla mnie nie potrafi jej zerwać. To wszystko przez nią. Przez tą durną kokę. Wyjęłam z kieszeni woreczek z narkotykiem i wrzuciłam go wprost w nurt rzeki. Gdyby tak dało się zakończyć wszystkie problemy... Ruszyłam w drogę powrotną do domu. Wlekłam się noga za nogą. Nie miałam ochoty tam wracać, bo wiedziałam co zastanę. Niepewnie otworzyłam drzwi do mieszkania. Przeczucie mnie nie myliło. Na kanapie leżała matka zalana w trupa. Na szczęście spała. Poszłam na górę do mojego pokoju. Z oczu ponownie popłynęły mi łzy. Z szafki wyjęłam żyletkę moją jedyną przyjaciółkę. Usiadłam na podłodze w łazience i już chciałam zrobić nacięcie, ale powstrzymał mnie cichy głos w mojej głowie. Nie, nie dziś. Muszę być silna. Odłożyłam żyletkę na biurko. Z dołu dobiegł dźwięk tłuczonego szkła i liczne przekleństwa. Na pewno matka stłukła butelkę wódki. Wyszłam na balkon i zapaliłam papierosa. Zaczęłam palić kiedy zmarł ojciec. Zaciągając się dymem przyszła mi do głowy pewna myśl. Muszę się stąd wyrwać, muszę zacząć wszystko od nowa. Już tak dłużej nie mogę. Nie mogę patrzeć jak matka coraz bardziej stacza się na dno, jak coraz głębiej popada w alkoholizm i w zasadzie nie trzeźwieje. To boli. Bardziej niż by się mogło wydawać. Nie chcę jej opuszczać, ale to jedyne wyjście, by być wolną. By osiągnąć to, o czym zawsze marzyłam. O wolności. Jestem tu uwięziona. Boję się. Muszę odejść, nie mam innego wyjścia. Ze łzami ściekającymi po twarzy spakowałam swój plecak oraz torbę. Długo o tym myślałam, ale podjęłam decyzję - odchodzę. Chcę być szczęśliwa, czy to coś złego.? 
*
Obudziłam się o świcie. Na dole panowała cisza. Ostrożnie zeszłam po schodach na dół. Mama spała. Była pijana, w całym pomieszczeniu czułam smród alkoholu. Zamknęłam drzwi i wyszłam. Od tak. Londyn budził się do życia. Wszystko weselało. Tylko nie ja. Może z czasem poczuję szczęście. Może... Dzisiaj zaczynam wszystko od nowa. Zaczynam nowe życie. Właśnie dzisiaj. 21 września...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej.! Mamy prolog :) I jak się wam podoba.? Napiszcie w komentarzu, proszę to dla mnie bardzo ważne :) 
WoW.! Nie wierzę już 2 obserwatorów.?! Naprawdę, wielkie dzięki :) Pozdrawiam :)

piątek, 22 czerwca 2012

Bohaterowie


Madison Burnett (18 l.)


Jeszcze kilka lat temu była zwyczajną, szczęśliwą nastolatką. Ale kiedy poznała Taylora, Davida, Jamesa i Josha jej życie wywróciło się o 180 stopni. Zgrywa twardzielkę, ale w głębi duszy jest wrażliwą, zgubioną w szarej, pustej codzienności dziewczyną.  Mieszka razem z mamą, która po śmierci ojca popadła w alkoholizm. Za wszelką cenę próbuje zapomnieć o swojej przeszłości i zacząć wszystko od nowa. Jednak jest osoba, która pragnie jej w tym przeszkodzić...



Zayn Malik (19 l.)


Harry Styles (18 l.)


Liam Payne (18 l.)


Louis Tomlinson (20 l.)




Niall Horan (18 l.)




Taylor Turner (22 l.)


Nienawidzi Madison za rzecz, którą zrobiła dwa lata temu. Znany z zatargów z policją. Przez trzy lata siedział w więzieniu za przemyt kokainy, którym po wyjściu zajął się ponownie. On, jego brat David, Josh, James i Madison działali kiedyś w jednej paczce, ale wszystko się rozpadło po śmierci Davida. Po odsiadce za wszelką cenę chce dorwać Madison i zemścić się na niej, sądząc, że dziewczyna podda się tak łatwo...




Josh Harvey (19 l.)


Chłopak, a w zasadzie były chłopak Madison. Kilka lat temu wciągnięty do gangu narkotykowego braci Turner. Wiele razy, za namową Madison próbował rzucić nałóg, ale bezskutecznie. Wściekła dziewczyna, nie mogła patrzeć jak zabija się na raty i po prostu z nim zerwała. Jednak Josh tak łatwo nie odpuści...




James Craven (19 l.)


Kumpel Madison, do którego (jedynego z całej paczki) ma zaufanie. Przemyca, ale nie bierze. Jego pasją jest grafitti. Ma do niego wielki talent i bardzo chciałby go rozwijać. Jednak w domu się nie przelewa i James chcąc zarobić handluje narkotykami. 
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No to mamy bohaterów. Jak pewnie zauważyliście ten blog będzie się nieco różnił od mojego pierwszego, do którego czytania również zachęcam :) Chłopaków z 1D nie opisywałam, bo po co. Przecież chyba ich znacie :) Jutro dodam prolog, więc do jutra ;**
A i komentarz może zostawić każdy, więc jeśli już to czytacie to go zostawcie, bo to dla mnie bardzo ważne. To taka motywacja do dalszego pisania :)

czwartek, 21 czerwca 2012

Witam.! :)

Cześć.! To znowu ja i tym razem witam was na moim nowym blogu.! :) Będą w nim brać udział (tak jak w moim pierwszym) chłopaki z One Direction. Jutro opublikuję bohaterów i jak mi się uda to też prolog :) To narka drogie Directioners.! ;* Do jutra :)